W poszukiwaniu własnego smaku

Polskie winnice powinny być dumne z hybryd i unikalnych blendów. Już nie szczepy, a smak i charakter decydują o sukcesie win. Najbliższe lata pokażą, które odmiany staną się polską wizytówką. Niech nasza otwartość sprawi, że winiarskie eksperymenty będą jeszcze bardziej innowacyjne i odważne.

We wszystkich młodych krajach winiarskich regiony poszukują swojej tożsamości. Nawet Australia nieśmiało, ale konsekwentnie odchodzi od kultowego Shiraza, stawiając na aromatyczne, lżejsze odmiany jak wciąż niszowe Gamay czy Cabernet Franc. Do głównych roli coraz częściej pretendują Pinot Noir i Grenache. Powodów jest kilka - zmiana pokoleniowa, zmiana klimatu, zmiana oczekiwań konsumentów, zmiana okazji i stylu picia wina. Wino towarzyszy nam już nie tylko podczas celebracji czy kolacji. Pasuje do wakacyjnych śniadań w ogrodzie, grillowych spotkań z przyjaciółmi i wieczorów filmowych. Młode pokolenie winemakerów otwarcie mówi, że za bardzo przywiązujemy się do szczepów, że przyszłość należy do win, które po prostu lubimy. Dlatego rośnie znaczenie blendów, które często potrafią zaskoczyć nawet znawców tematu. Kto by przypuszczał, że można zrobić doskonałe różowe wino musujące z połączenia totalnie nieszampańskich szczepów: Sauvignon Blanc i Tempranillo. I tu właśnie na winiarskiej mapie świata w blasku reflektorów powinny pojawić się polskie hybrydy - Regent, Solaris, Rondo, Johanniter. Coś co miało nam pomóc w rozwijaniu uprawy winorośli, a potem przejść do lamusa, teraz może stać się naszą wizytówką. Cały świat zaczął bowiem doceniać hybrydy i traktować je serio. Są odporniejsze na warunki klimatyczne i choroby, co sprzyja znacznie bardziej naturalnej uprawie, bez “wspomagaczy”. Młodzi winiarze odważniej promują styl win oparty na minimalnej ingerencji. Oszczędniej korzystają z nowych beczek. Szukają inspiracji, używając betonowych kadzi, zbiorników ze stali nierdzewnej, dzikich drożdży… Hybrydy temu sprzyjają. Co więcej, fakt że polscy winiarze zazwyczaj uprawiają wiele odmian na małej powierzchni t może stać się naszą przewagą. Nowe pokolenie konsumentów wina jest znacznie bardziej otwarte na eksperymenty. Dla nich wieczór nie kończy się na kieliszku Chardonnay. Pojęcie różnorodności znają choćby ze świata piw rzemieślniczych i koktajli. Od wina oczekują tego samego - smaku, lekkości, swobodnego charakteru, uniwersalności. Nie pytają o szczepy nie dlatego że ich nie znają. Przeciwnie. Oni przeszli już na drugą stronę. Pytają o wpływ upraw na środowisko, zrównoważony proces produkcji win i o to, co winiarze chcą opowiedzieć. Są ciekawi ich historii, pomysłów, eksperymentów, wizji, planów na przyszłość. Dla nich Solaris czy Jutrzenka to nazwy, które budzą ciekawość, intrygują. To ich otwartość będzie kształtować przyszłość polskiego rynku wina.